Za zgodą autora, przedrukowujemy komentarz Antona Ambroziaka dot. sytuacji medialnej osób transpłciowych. Tekst ukazał się na profilu dziennikarza dnia 14 stycznia 2020 roku (link).
Znacie te wpisy, w których autor_ka przez kilkadziesiąt linijek wyjaśnia o czym pisać nie chce? Bardzo chciałbym tego uniknąć. Jeśli jednak ktoś miałby poczuć się rozczarowany informuję: nie, nie zamierzam roztrząsać sztucznych problemów – ani „infekującego polski ruch feministyczny terfizmu” ani „upadku podmiotu kobiecego”. Btw, z tym poczuciem, że kobiecości zagraża transpłciowość jest dokładanie tak, jak z powszechnym nad Wisłą przekonaniem, że osoby LGBT zagrażają „tradycyjnej” rodzinie.
Transchłopak z lewicowego półświatka 💫 nie może jednak odmówić sobie przyjemności podzielenia się notatkami z marginesów tej wspaniałej debaty:
1) „Dlaczego do dyskusji nikt nie zaprosił osób trans?”- pytacie. Nie, to nie tylko wyraz prasowego lenistwa, forsowania liberalnej agendy czy podgrzewania narracji o pożerającym rozum i wolności radykalizmie lewicy.
Kiedy osoby trans* pojawiają się w polskich, nieprawicowych mediach? Albo jesteś ofiarą systemowej opresji (ale nie przypadkową ofiarą – historia musi zwalać z nóg, najlepiej popełnij samobójstwo). Dobrze byłoby też, gdyby opowieść ukazywała jedną z mutacji wirusa PiS.
Druga droga, równie śliska, wybrukowana jest fantazjami o tym, kim jest i jak powinna zachowywać się osoba transpłciowa w przestrzeni publicznej. Musi być grzeczna, kulturalna, niekontrowersyjna i niezbyt przebojowa (w końcu urodzić się „w niewłaściwym ciele” to niekończący się koszmar, lol).
Co jeśli jesteś ofiarą represji wrogiego państwa PiS, ale nie wpisujesz się w obrazek idealnego bohatera (Margot)? Tę dyskusję prowadziliśmy w grudniu 😉
2) Obrazowanie transpłciowości w polskich mediach toczy choroba dziecięca. Każdy kolejny „odkrywca” przybywa z naiwnym przekonaniem, że jest pionierem, a jednak wszyscy zadają te same pytania. I niemal wszyscy egzotycyzują. Nikt oczywiście nie ma bladego pojęcia o czym mówi. Jeśli chodzi o pojęcia („mężczyzna uwięziony w ciele kobiety” itd.) jesteśmy w międzywojniu. Emancypacyjnie (tak jak postrzega to mainstream) zostaliśmy w latach 90., gdy literka T gubiła się w zagadnieniach dotyczących seksualności. (Don’t even get me started on nonbinary folks)
3) To oczywiście żenujące, że duży tytuł prasowy opublikował fejkowy list o „modzie na niebinarność”, ale jeszcze bardziej oburza mnie fakt, że stało się to w momencie, gdy dzieciaki serio toną nam w gównie. System edukacji w rozkładzie, opieki psychologicznej i psychiatrycznej jak nie było tak nie ma, pandemia zabrała relacje, a przyniosła: niepewność, stres, samotność, a czasem też więcej przemocy (i brak możliwości ucieczki).
4) I w końcu nie mieści mi się w głowie, że dorosła osoba zabierająca głos w tak wrażliwym temacie może nie być świadoma, że „hejt” (btw, nie wiem czy to słowo ma jeszcze jakieś znaczenie w języku polskim), który teraz dostaje pochodzi nie od „aktywistycznego trans lobby” (swoją drogą to kolejna fantazja, której nie powstydziłaby się Kaja Godek), ale od transdzieciaków, które podobne teksty traktują jako existential threat. I nie, to nie jest pochwała internetowych rajdów, bullyingu, cancel culture or whatever. To tylko świadomość, że na przeciwko blogerki, która traci followersów i dostaje kilka przykrych wiadomości, stoją dzieciaki, które spotykają się z transfobią (i przemocą) w domach, szkołach, na ulicach, w mediach społecznościowych i tradycyjnych. Chylę czoła, że mimo kryzysów psychicznych czy dramatycznych wyborów między przemocowym domem, a bezdomnością, nie godzą się na „minimum”, ale krzyczą: „CHCEMY CAŁEGO ŻYCIA”.
#oczywisciezeteczanieobraza
– Anton Ambroziak